środa, 31 grudnia 2014

Kilka zdań o Wielkiej Szóstce

     Przyszły rok zapowiada się dla entuzjastów uniwersum Marvela obiecująco. Na wielkich ekranach zagościmy drugą część Avengersów, Fantastyczną Czwórkę, a także Ant-Mena. Ośmielę się nazwać premierę Big Hero 6 dobrym zwieńczeniem tegorocznego sezonu, pomimo, że, de facto, nie był to film wyprodukowany przez Marvel Studios, a przez studio animacji Walta Disneya - samego obrazu za to nie można traktować jako wierne odwzorowanie serii komiksowych.
Film Big Hero 6, czy też Wielka Szóstka  został oparty na bohaterach stworzonych przez Stevena T. Seagle`a oraz Duncana Rouleu.
     Na początku chciałbym podkreślić, iż nie jestem wielkim entuzjastą produkcji, z których akcja wylewa się, jak mleko podczas kipienia. O ile niekiedy bawią mnie głupawe, emanujące abstrakcyjnym humorem komedie, to przy oglądaniu ciągłej jatki towarzyszą mi negatywne odczucia. Uważam, że w przypadku filmów akcji ważne jest zachowanie równowagi pomiędzy epickimi walkami, a luźniejszymi, umożliwiającymi odpoczynek dla oczu widza scenami. Dlatego wielkim, pozytywnym zaskoczeniem okazali się dla mnie Strażnicy Galaktyki, którzy poprzez ironiczny humor w połączeniu z wyrazistymi, niekiedy przerysowanymi postaciami błyskotliwie przełamali konwencję Marvelowskich produkcji. Przy Big Hero Six nie byłem zaskoczony. Po prostu spodziewałem się niezłej, aczkolwiek nie powalającej na kolana Disneyowskiej animacji.
Pewnie niewielu z Was wie, że twórcy tych komiksowych postaci są członkami studia Man of Action, odpowiedzialnej za m.in. bijącą niegdyś rekordy popularności na Cartoon Network serię o Benie 10.
     Film ukazuje losy nastoletniego geniusza Hiro Hamady, który za namową starszego brata, Tadashiego i pod wpływem nowo poznanych, nieco ekscentrycznych przyjaciół, postanawia dostać się na uniwersytet.W tym celu konstruuje mikroboty, sterowane za pomocą umysłu niewielkie robociki, które łącząc się, mogą przybierać rozmaite kształty, co umożliwia konstruowanie wspaniałych budowli. Wynalazek imponuje profesorowi Callaghanowi, odpowiedzialnemu za rekrutację, a także prezesowi Krei Techu, typowej bezdusznej korporacji, jakich tysiące, który jest gotowy wykupić patent od chłopca. Jednak biorąc sobie do serca radę naukowca, nasz protagonista odmawia zawarcia umowy. Niespodziewanie, na uczelni wybucha pożar, w którym ginie Tadashi. Załamany Hiro izoluje się od znajomych i ma wątpliwości, czy skorzystać z możliwości rozpoczęcia nauki na uczelni. Pewnego dnia, przez przypadek uruchamia dobrze Wam znanego z bilboardów, reklamujących film robota leczniczego Baymaxa, z którym wspólnie odkrywają opuszczony magazyn, pełen nielegalnie wyprodukowanych mikrobotów. Natykają się również to wątpliwie sympatycznego człowieka w masce, sprawującego kontrolę nad owymi cudeńkami. Razem ze znajomymi z Nerdowni (Taka ironiczna nazwa szkoły padała wielokrotnie w polskiej wersji językowej filmu) postanawiają odkryć jego tożsamość.
Pod względem popularności postaci na piedestale stanął, rzecz jasna, robot Baymax. Musimy jednak mieć na uwadze fakt, że tak jak w przypadku Olafa z Frozen nie był to film wyłącznie o nim.
     Bardzo pozytywnie w moim odczuciu prezentuje się dynamika animacji, a także kreskówkowa gestykulacja postaci. Wielki uśmiech na mojej twarzy spowodowała dodatkowa, zabawna scena po napisach końcowych, typowa dla Marvelowskich produkcji. Ucieszyłem się również, że akcja nie ustępuje interesującej fabule i, że nie próbuje przejąć dominacji nad filmem. Jako, że byłem na seansie w 3D, zaczynam coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że trzeci wymiar jest zbędnym i przekombinowanym gadżetem, rozpraszającym uwagę widza. Same postacie drugoplanowe, wydały mi się nadto stereotypowe i uważam, że poświęcono im za mało czasu, by w pełni rozwinąć ich charakter, jednak nie traktuję tego jako duży minus.
Firma Ban Dai wyprodukowała serię zabawek, wzorowanych na bohaterach Big Hero Six. Nie są to jednak produkty najwyższej jakości i wszystkim kolekcjonerom radzę poczekać na lepsze czasy ;)
      Ostatecznie, wyszedłem z kina zadowolony i nie żałowałem wydanych pieniędzy. Wam jednak radzę wybrać się na seans dwuwymiarowy, nawet nie ze względu na podwyższoną cenę biletów, a ogólny komfort i samopoczucie. Nie jest to film wybitny, jednak wystarczająco dobry, by całkiem przyjemnie spędzić z nim zimowe popołudnie.

Do zobaczenia w nowym, na pewno jeszcze lepszym roku 2015!   
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz