wtorek, 5 maja 2015

Nie byle jakie blokowisko, czyli Osiedle Bogów

     Asteriksa znają wszyscy. Niezależnie od tego, czy ktoś jest dyplomowanym nerdem, którego masa kolekcji komiksów z tym sympatycznym Galem jest potrojenie jego własnej, czy mamy do czynienia z niedzielnym czytelnikiem, który to imię kojarzy jedynie z tytułów bynajmniej nie wybitnych filmów kinowych, powtarzanych cyklicznie na antenach Tefałenów i innych Polsatów w sobotnie bądź świąteczne wieczory. Cóż, jest jeszcze ta nieliczna grupa ludzi u których owa nazwa wzbudziłaby skojarzenie z proszkiem do prania, ale czy możemy ich winić za to, że przez całe życie byli zamknięci w najwyższej komnacie najwyższej wieży? Co innego, jeśli się z niej wydostaną i z premedytacją nie wybiorą się na najnowszą animowaną odsłonę przygód tego zawadiackiego, nizutkiego facecika, czyli Asteriks: Osiedle Bogów. Wtedy winą za to rażące niedopatrzenie mogliby obarczyć jedynie siebie.
Najnowsza odsłona przygód Asteriksa weszła do polskich kin 27 lutego, czyli około dwa miesiące po oryginalnej, francuskiej premierze 26 listopada 2014 roku.
     Dlaczego? Dlatego, że z kina wychodzi się z bananem na twarzy. A nawet jeśli jesteście wybitnie ponurymi i apatycznymi jednostkami, gwarantuję, że salę kinową opuścicie z poczuciem dobrze wydanych, ciężko zarobionych (hehe) pieniędzy. Chyba, że w trakcie Waszego seansu budynek zostałby okupowany przez grupę zmutowanych, żądnych zemsty korników-mutantów, których obecność znacząco wpłynęłaby na Wasz odbiór filmu. Wtedy przepraszam. Kiedy liczba wyświetleń tego bloga dobije do stu tysięcy i rzeczywiście będziecie uczestnikami takiej przykrej sytuacji, możecie śmiało zgłaszać się do mnie z prośbą o rekompensatę straconego czasu i funduszy.
Ostatnim filmem animowanym z Asteriksem w roli głównej, nie licząc rzecz jasna Osiedla był Asteriks i Wikingowie z 2006 roku. Przerwa pomiędzy kolejnymi kreskówkowymi adaptacjami przygód  sympatycznego Gala wynosiła więc niemal dekadę.
     Jednak co właściwie dzieje się na ekranie w czasie tej półtoragodzinnej uczty? Otóż nasz czołowy, sędziwy, lecz młody duchem antagonista Juliusz Cezar wspaniałomyślnie postanawia urządzić błyskotliwą propagandę Rzymu poprzez wzniesienie okazałego, nowoczesnego kompleksu, zwanego Osiedlem Bogów, w celu wysiedlenia ostatniej wioski Galów, stawiającej opór mocarstwu. Niczym w państwie totalitarnym kusi nonkonformistycznych wieśniaków do porzucenia swojskich gospodarstw na rzecz zasiedlenia nachalnej, acz pozornie utopijnej, murowanej reklamy cesarstwa. W jego głowie powstała wizja oczarowania prostaków urokami cywilizacji. Jednak czaszki naszych protagonistów mają całkiem niezłą pojemność i nie poddadzą się bez podjęcia próby przeciwstawienia się znienawidzonemu władcy i jego świcie.
Film jest w dużej mierze adaptacją siedemnastego zeszytu Asteriksa.
     Samą fabułę filmu, opartą zresztą w największym stopniu na treści jednego z Asteriksowych zeszytów o tym samym tytule uważam za trzymającą w napięciu i ciekawie poprowadzoną. Nie zabrakło paru smaczków i puszczania oka do widza, związanych ze specyfiką czasów, w których dzieje się akcja obrazu - najbardziej wyrazistym przykładem takiego błyskotliwego, zdystansowanego podejścia do ówczesnej rzeczywistości jest ukazanie jednego z niewolników jako elokwentnego intelektualisty. Jednak sądzę, że to sama animacja jest tym elementem, który w największym stopniu wyróżnia Osiedle Bogów i myślę, że pierwsze podejście do wkroczenia przez Gala w trzeci wymiar wypadło pozytywnie. Osobiście nie należę do upitych nostalgią nazistów uważających brak tradycyjnej kreski w dzisiejszych filmach za świętokradztwo, więc będąc w pełni trzeźwym mogę powiedzieć, że Osiedle idealnie oddaje klimat i kartunowość kreski komiksu. Uważam, że brak dążenia do realizmu pod względem wizualnym oraz wszechobecne żywe kolory sprawiają, że ekranizacja jest przyjemna dla oka i żyje w zgodzie z papierowym pierwowzorem.
Śmierć pana Ryszarda Nawrockiego była wielką stratą nie tylko dla Asteriksa, ale także dla polskiego dubbingu w ogóle.
     Skoro przeznaczam zwykle jeden akapit na narzekanie, to kontynuując tę tradycję wyżalę się Wam, że niewielkim zgrzytem był dla mnie polski dubbing. Na pewno dało się odczuć odejście pana Ryszarda Nawrockiego i brak tego charakterystycznego brzmienia, wydobywającego się z ust głównego bohatera, lecz głos Wojciecha Mecwaldowskiego częściowo oddaje charakter postaci. Jednak ów zgrzyt był dużo głośniejszy w przypadku Arkadiusza Jakubika w roli Obeliksa, którego sposób mówienia wydał mi się dość sztuczny i zmanierowany, jakby na siłę chciał wyrazić, że mamy do czynienia z wieśniakiem, mogącym poszczycić się niemałą tuszą. Podkreślam jednak, że jest to moje subiektywne widzimisię i uczucie niedopasowania głosu do postaci towarzyszyło mi najsilniej podczas obcowania z pierwszymi kilkunastoma minutami ekranizacji, więc być może jest to jedynie kwestia przyzwyczajenia. Ponadto, uważam, że akcję filmu można by było z powodzeniem rozciągnąć na dłuższy czas, ponieważ oprócz ogólnego zadowolenia, z zakończonego seansu wyniosłem uczucie pewnego niedosytu, a sam bieg wydarzeń, obserwowanych na ekranie wydawał mi się niekiedy zbyt dynamiczny.


     Osiedle Bogów było dla mnie miłym zaskoczeniem i przyjemną odskocznią od święcących tryumfy w kinach, zawładniętych przez schematyczność i toaletowy humor filmów DreamWorksa, oraz różnych wyrobów humoropodobnych. Moim zdaniem jest to jedna z lepszych animacji ostatnich miesięcy i jeśli szukacie czegoś nietuzinkowego, ale jednocześnie trzymającego poziom, to jest to film właśnie dla Was. I pewnie brzmię teraz jak jakiś podrzędny trener motywacyjny, ale hej! Co tu jeszcze robicie? Raz, dwa, po bilety kinowe.
Wasz Imperator Groteskowiec!