niedziela, 26 lipca 2015

czwartek, 9 lipca 2015

Dlaczego zakup biletu na Sekrety Morza to inwestycja na całe życie?

     Możecie na ten niewinny bilecik wydać dwadzieścia złociszy. Albo trzydzieści. Lub cały Wasz majątek i wszystkie najbliższe osoby (ze mną włącznie, rzecz jasna). Niezależnie od tego, w jaki sposób go zdobędziecie, zawsze pieniądze (i istoty żywe) przeznaczone na tę papierową przepustkę do krainy szczęścia okażą się dobrze wydane. Pomijając przypadki, kiedy zostaje on skradziony lub połknięty w całości przez wygłodniałego młodszego brata. Ale co właściwie wyróżnia tę irlandzką produkcję, o której słyszeli głównie zapaleńcy, spędzający połowę swojego żywota przed ekranem komputera?*

Nawet plakat nie jest w stanie w pełni oddać piękna filmu.

 Jest to mercedes w niewinnym pudełku po butach


I jak tu nie zaufać Małgosi Kożuchowskiej <3
Przyznaję się bez bicia – po filmie nie spodziewałem się zbyt wiele. Być może wynikało to z mojej ignorancji, czy po prostu faktu, że nominacja do Oskara, nagrody, w świecie animacji znaczącej tyle, co mój dyplom z przedszkola, nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. Pewnie Wy też spodziewacie się ot, po prostu, dobrego obrazu i całkowicie to rozumiem, ponieważ takie myśli towarzyszyły mi podczas obojętnego wkraczania do pogrążonej w ciemnościach sali kinowej (ta obojętność skończyła się w chwili, gdy, o mały włos, nie potknąłem się na stromych schodach). To właśnie pod wpływem magii tego dzieła i faktu, że nie da się dobrać słów w sposób, który w pełni oddałby jego wyjątkowość, postanowiłem zrezygnować z klasycznej recenzji i za cel obrać sobie jedynie zachęcenie Was do pójścia kina. Podejrzewam, że streszczanie i zbytnie racjonalizowanie fabuły Sekretów przyniosłoby efekt odwrotny od zamierzonego i byłoby bezcelowe.

Song of the Sea to istna uczta dla oka





I piszę to całkiem bez patosu. Moje jest dosyć wymagające i nie zadowoli się byle strawą z przydrożnego fast-foodu. Sekrety Morza zabierają bowiem nasze zmęczone bylejakością i nijakością gały na wypoczynek w pięciogwiazdkowym SPA i wzorcowo, nienachalnie i z umiarem udzielają im kojącego masażu, który na długo pozostanie w naszej pamięci. Tradycyjna, wręcz hipnotyzująca kreska wprowadziła mój umysł w stan błogiej beztroski, i wiecie co? Było mi z tym po prostu bardzo dobrze.
     

Nigdzie indziej nie znajdziecie równie uroczych, ciepłych bohaterów


Nasi młodzi protagoniści zrywają z kliszą stereotypowych rozpieszczonych, rozwydrzonych i głośnych dzieciaków, często spotykaną w filmach animowanych, ale i kinematografii w ogóle. Pomimo, że Ben początkowo odrzuca swoją siostrę, ostatecznie wykazuje się empatią i wrażliwością, a Sirsza od początku daje się poznać jako postać pozytywna, a przy tym niebanalna i bardzo ludzka. Być może na odbiór charakterów postaci jako nieprzerysowane i wzbudzające szczerą sympatię wpływa także tempo akcji, której wolny, ale nienużący bieg tworzy iluzję niejakiego pozytywnego wyalienowania całej historii od realnego świata. I to działa nadzwyczaj dobrze! Wyobraźcie sobie moją reakcję po wyjściu z Sali kinowej, gdy skonfrontowałem bajkowy świat przedstawiony w filmie z brutalną rzeczywistością.

                                                                                 Oraz


Ekhm... I niech to znamienne zdanie będzie puentą dzisiejszej nędznej notki na temat wspaniałego filmu. A teraz pędźcie do najbliższego (lub najtańszego) kina i przeżyjcie prawdziwą przygodę!

Kaktus Groteskowiec
Przypisy
*Rzecz jasna ten typ, tak ma, że drugą połowę spędza na jedzeniu i spaniu. Wy sobie nie myślcie, że na pielęgnowaniu kontaktów międzyludzkich!