poniedziałek, 13 października 2014

Relacja z MFKiG 2014

     Nadszedł ten czas w roku - istne święto dla wszystkich zainteresowanych kulturą komiksu. Na jedno miejsce spada lawina premier tytułów wielkich polskich i zagranicznych autorów, zasypująca ogrom fantastycznych gości, przybyłych na wydarzenie. Jedna z nielicznych okazji, żeby zobaczyć stadion po brzegi wypełniony geekami, którzy doświadczają komfortu przebywania wśród ludzi o podobnych zainteresowaniach. Nie, nie chodzi o Dzień Edukacji Narodowej, ani o Halloween. Mowa, rzecz jasna, o Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.
O randze Łódzkiego Festiwalu świadczy fakt, że coraz więcej ludzi nie ma oporów przed nazywaniem go polskim Comic-Conem.
     Przyznaje, że z racji tego, iż jestem licealistą moja konwentowa przygoda jest dość młoda, a wiedza i ogólne "ogarnięcie" komiksowe wciąż pozostawia wiele do życzenia. Chciałbym podkreślić, że jest to relacja z perspektywy osoby, która wciąż dopiero raczkuje w temacie i moje spojrzenie zapewne znacznie różni się od wrażeń starych komiksowych wyjadaczy, których historia zbierania tomików, czy zeszytów jest o wiele dłuższa niż ćwierćwiecze, czyli czas istnienia całego festiwalu. Warto przecież napisać, iż w tym roku przypadł konwent jubileuszowy, bo dwudziesty piąty.
To już drugi Festiwal, odbywający się w Atlas Arenie. Wcześniej punkty programu były realizowane w różnych miejscach Łodzi.
     W przeciwieństwie do zeszłego roku, wstęp na imprezę nie był jednak darmowy. Na szczęście nie musieliśmy płacić zbyt wygórowanej kwoty - wejście na teren łódzkiej Atlas Areny kosztowało nas dyszkę. Wszelkie niezadowolenie związane z tym faktem rekompensował jednak widok stoiska sklepu Multiversum, które dzięki wczesnej porze nie było jeszcze zbytnio oblegane. Wraz z kolegą, mimo bardzo ograniczonego budżetu, zaopatrzyliśmy się w całkiem pokaźną liczbę komiksów - wszystko dzięki atrakcyjnemu przelicznikowi (1 lub 2 $ = 1 złotówka). Niezwykle okazale prezentowało się również stoisko sklepu głównie mangowego, lecz obecnie poszerzającego swoje horyzonty o m.in. komiksy amerykańskie, czy figurki Yatta.pl, które było niemal zawładnięte przez gadżety z Adventure Time. Osobiście dokonałem tam skromnego zakupu kubka z Marceline, z którego wciąż mam ogromną radochę. Wielką furorę robił także magazyn Smash! z sensacyjną zapowiedzią wydania przez Studio JG polskojęzycznych Adventure Time`owych komiksów!
Moje skromne zdobycze festiwalowe :)
     Jednak konwent nie skończył się wraz z tajemniczym zniknięciem pieniędzy, które jakimś magicznym sposobem ulotniły się z naszych portfeli. Bowiem MFKiG to nie tylko zakupowe szaleństwo, ale i spotkania z ciekawymi gośćmi oraz interesujące prelekcje. Uczestniczyliśmy w wykładzie pana Tomasza Kołodziejczaka, wydawcy komiksów Egmontu na temat piętnastolecia Klubu Świata Komiksu. Oprócz wysłuchania planów wydawniczych, obejrzeliśmy również bardzo ciekawą relację z pierwszego łódzkiego festiwalu, która uświadomiła nas, jak bardzo zmieniła się skala imprezy. Obowiązkowym punktem na naszej trasie była prelekcja, znanego z serii Duże Ilości Naraz Psów Jakuba "Dema" Dębskiego, który, jak sam twierdzi, wyrósł już z tworzenia wulgarnych historii i jego obecne twory utrzymane są w nieco lżejszym, co wcale nie oznacza, że w mniej zabawnym tonie. Dobrze wypadł również panel o 75-leciu Batmana, z którego nawet tacy batmanowi laicy, jak my mogli wynieść kilka ciekawych rzeczy - dowiedzieliśmy się m.in. o różnicach pomiędzy wkładem pracy Boba Kane`a i Billa Fingera w procesie tworzenia postaci Mrocznego Rycerza. Ostatnim wydarzeniem, w którym braliśmy udział był wykład Wojciecha Neleca (z którym mieliśmy przyjemność zamienić kilka słów podczas konwentu) na temat komiksowej ofensywy BOOM! Studios. Z powodu opóźnień Kelen był zmuszony do przeprowadzenia go w ekspresowym tempie i podania tylko najistotniejszych informacji, jednak ostatecznie wyszło sympatycznie i zachęcająco do lektury komiksów BOOMa.
Stoisko Yatty było niezwykle oblegane. I w sumie nie ma się co dziwić...
     Jeśli chodzi o festiwalowe minusy, myślę, że będzie to wyżywienie. Owszem, na miejscu były automaty z przekąskami oraz restauracja, lecz brakowało jakiegoś barku, gdzie możnaby było w miarę smacznie i tanio zjeść - dobrze, że chociaż w miarę blisko od Atlas Areny znajdował się McDonald`s. Kolejną nieciekawą kwestią była sprawa parkingu, który wbrew opisowi na stronie okazał się być płatny. Rzecz jasna, nie była to wielka kwota, ale sam fakt pozwala sądzić, że powstały pewne nieścisłości, Jeśli chodzi o kontrowersyjną opłatę za wejście na festiwal, nie uważam jej za wielką wadę. Ba, moim zdaniem pozwoliła ona ograniczyć liczbę przypadkowych gości, co sprawiło, że w przeciwieństwie do zeszłego roku tłok  nie był wszechobecny.
Nowa teza naukowa - na konwentach dzień szybciej płynie, a pieniądze znikają jak papier toaletowy za PRLu.
     Podsumowując, czas spędzony na sobotniej części festiwalu uważam za bardzo udany - wrażeniowo tegoroczna impreza wypadła u mnie o wiele lepiej niż MFKiG 2013, kiedy to pierwszy raz zorganizowano Festiwal na Atlas Arenie. Cóż, teraz tylko zacząć odkładać pieniądze na kolejny konwent...