sobota, 16 lipca 2016

Bardzo Fajny Film! - kilka słów o The BFG

      Jestem głęboko przekonany, że nawet ci najbardziej sceptyczni wobec hollywoodzkich produkcji jegomoście nie będą mieć zbyt wielkich oporów przed nazwaniem Stevena Spielberga Człowiekiem Sukcesu - jest szczęśliwym ojcem gromadki niezwykle udanych dzieciaków, takich jak E.T., Jurassic Park, czy seria filmów o Indianie Jones`ie, z którymi obycie jest obligatoryjne nie tylko dla zagorzałych kinomanów, ale dla każdego, kto nie chce wyjść na freak`a, siedzącego w zamrażalniku przez ostatnie kilkanaście lat.* Fani animacji (w tym ja) cenią go za bycie dowódcą armii, biorącej udział w wielkiej bitwie przeciwko Animacyjnemu Gettu** z amunicją w postaci takich perełek jak Animaniacy, czy Pinky i Mózg - błyskotliwych i nowatorskich kreskówek, które, nawiązując do najstarszych tradycji Warner Bros udowodniły, że animacja nie jest grzechotką dla dzieciaczków, a dobrym autem, z którego uciechę może mieć zarówno Tata, jak i Mały Franio. No i proszę! Niespełna tydzień temu spotkałem kolegę Steve`a z kolejnym uroczym bobaskiem w wózeczku.*** Ach, jaką miał radochę! I ja też.

Spielberg jaki jest, każdy widzi. Im starszy, tym bardziej majestatyczny, moim skromnym zdaniem :3 Jak on to robi?


     Mowa, rzecz jasna o BFG - Big Friendly Giant, czy Bardzo Fajnym Gigancie, którym to polskim rozwinięciem skrótu niezwykle sprytnie wybrnęli tłumacze. E.T. dla młodego pokolenia - hasełko reklamowe produkcji - jest całkiem trafne, a sam obraz był dla mnie niezwykle miłym zaskoczeniem.

Co ciekawe, fabuła filmu oparta jest na powieści dla dzieci Pana Roalda Dahla (tak to ten gość od Charliego i Fabryki Czekolady) pod tym samym tytułem. W polskim tłumaczeniu nie mamy jednak w tym przypadku do czynienia z Bardzo Fajnym Gigantem a całkiem uroczym Wielkomiludem.

     Protagonistką The BFG jest młodziutka lokatorka londyńskiego przytułku o imieniu Sophie, w którą wcieliła się dwunastoletnia Ruby Barnhill - był to dla niej, całkiem przyjemny, moim zdaniem, debiut na wielkim ekranie. Pewnego dnia budzi się i widzi olbrzymiego jegomościa o niezwykle specyficznym wyglądzie, który zabiera ją do miejsca o niezbyt oryginalnej nazwie, jaką jest Kraina Olbrzymów. Osobliwy stwór, przedstawiający się jako Bardzo Fajny Gigant (który nie bez powodu jest bliźniaczo podobny do Marka Rylance`a) różni się jednak od innych dryblasów - jest raczej typem poczciwca, któremu niespieszno do utożsamiania się z pozostałymi, w większości leniwymi i ociężałymi umysłowo kolosami, ciągle spragnionymi najbardziej wykwintnej potrawy, jaką są w ich mniemaniu Ziemniaki, którym to zgrabnym, eufemistycznym (I mniam! Nad wyraz smakowitym!) określeniem nazywają ludzi - ponadto, co ciekawe, tytułowy drągal bez skazy pała się dość oryginalnym zajęciem, którym to terminem bez wątpienia można nazwać wdmuchiwanie snów do ludzkich umysłów za pomocą specjalnej trąbki. Przy pomocy tegoż właśnie przedmiotu zamierza on ostrzec nieletnią okularnicę i uświadomić jej, jak niebezpieczne byłyby skutki spotkania bliższego stopnia z olbrzymimi bestiami, "wdmuchując" jej do małej główki koszmar, którego treścią jest jej ucieczka z domu Bardzo Fajnego Giganta, kończąca się natrafieniem na tych mniej fajnych olbrzymów, co ostatecznie doprowadza małoletnią do utraty owej małej główki. Jak zareaguje Sophie? I czy ów koszmar okaże się snem proroczym? I co ma z tym wszystkim wspólnego angielska Królowa?

Nie wiem jak Wy, ale JA nie chcę mieć na głowie Prawników Stevena Spielberga i procesu, który wytoczyliby mi za zdradzenie całej fabuły milionom (ha ha!) czytelników Groteskowca.
Mark Rylance, który wcielił się w rolę BFG jest dobrym kumplem Stevena Spielberga. Ubiegły rok był dla niego przełomowy - otrzymał wówczas Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego oraz nagrodę BAFTA również w tej samej kategorii dzięki współpracy ze Spielbergiem właśnie, przy produkcji pt. Most Szpiegów. Od tamtej pory, jak sam zresztą przyznaje, jest bardziej rozpoznawany i dostaje więcej propozycji udziału we wszelakich produkcjach.

     Co mnie najbardziej urzekło? Cóż, uważam, że zdecydowanie sama kreacja Rylance`a zasługuje na duże uznanie. Nie mam oporów przed stwierdzeniem, iż Bardzo Fajny Gigant wygląda nadzwyczaj fajnie oraz gigantycznie i nie ma potrzeby  wydawania dużej ilości pieniążków na wersję 3D, by w pełni nacieszyć się oprawą wizualną produkcji.**** Fabuła, oparta na powieści Dahla jest zaś urocza i muszę się Wam przyznać, że mnie, jako kawał starego zgreda, chwyciła za ten labradoryt we wnętrzu klatki piersiowej, który mam zamiast serca.***** Ojeju, tam jest sympatyczny olbrzym, i przyjaźń i kolory... Czego chcieć więcej do szczęścia?****** 

     
Nawet plakaty, reklamujące film nie kryją faktu, iż The BFG aspiruje do bycia następcą kultowego E.T. Jakkolwiek nostalgiczne dziady zapewne tego nie zaakceptują, ja nie należę akurat do TEJ grupy starych pryków******* i wychodzę z założenia, że produkcja The BFG  była dla Spielberga dużo bardziej korzystna niż potencjalne wypuszczenie remake`u lub sequelu owej klasyki science-fiction. Wtedy to dopiero ta grupa fanatyków (która swoją drogą, skrzyknęłaby się telefonicznie lub SMSowo za pomocą starych Nokii, bo przecież sołszal midia to zuo) rzuciłaby się z kłami na Spielberga, niczym Wściekły Tłum na zakłamanego polityka.
          Nie macie pomysłu, jak spędzić taki Zwyczajny Wakacyjny Dzień Roboczy W Mieście? Chcecie na własnej skórze przekonać się, czy rzeczywiście mamy w tym przypadku do czynienia z E.T. dla młodego pokolenia. Cóż, zatem wybranie się na Bardzo Fajnego Giganta brzmi, jak dobra rzecz do zrobienia! Trzymajcie się ciepło, nie poutapiajcie w morzach i nie zbaczajcie z górskich szlaków, ogółem bezpiecznego wypoczynku!********

Na zawsze po Ciemnej Stronie Mocy
Imperator Groteskowiec

*Znam takich... Brrr... Uwierzcie mi, oni się przez ten czas nie myli, a żyją w ułudnym przekonaniu, że kilkakrotne pokrycie całego ciała najtańszym dezodorantem załatwi sprawę - zapach zmrożonego potu w połączeniu z tą tandetną perfumą to w opór słaba zabawa...

**To moje rodzime łanabi tłumaczenie. W oryginale Animation Age Ghetto. Pożyczyłem termin od stronki TV Tropes. Oznacza on błędne przekonanie, że wszystko to, co jest animowane należy się dzieciom (i TYLKO dzieciom) jak psu buda i ogólnie sceptyczny stosunek wobec tej dziedziny sztuki. Jeśli macie kilkanaście lat, a znajomi raczą Was krzywym spojrzeniem w momencie, gdy wspominacie coś o kreskówkach, to wiecie, o czym mówię ;)

***Człowiek Sukcesu, ale niestety pantoflarz!

****Można je wydać na jedzonko do kina. Albo na Breloczek Z Przerażającym Bobasem!

*****I nadal nie chce puścić... AAAaaaała! Zna ktoś jakiegoś dobrego chirurga? ;_____;

******Na pewno więcej wyświetleń Groteskowca, żeby następnym razem stać mnie było chociaż na najtańsze kino studyjne, o bilecie autobusowym już nie wspominając ;______;

*******Ale za to czynnie działam w Klubie BINGO. Gramy w każdy piątek o 20-tej przy al. Solidarności 115 w budynku, w którym jeszcze całkiem niedawno mieściło się warszawskie Kino Femina. Ciężko nam bowiem... Chlip! Rozstać się... Chlip! Chlip! Z miejscem, w którym spędziliśmy... Chlip! Wybaczcie! Najlepsze lata życia!

********W wakacje się jeszcze zobaczymy, więc to trochę pic na wodę, ale jakby ktoś z Was skaleczył sobie choćby mały palec, to wiedzcie, że w pełni poczuwałbym się do odpowiedzialności za tę sytuację.